sobota, 14 czerwca 2014

008 [cz. 2]

-Czy to naprawdę konieczne? –zapytała wskazując na bandankę zakrywają jej oczy.
-Ufam Ci, ale nie bez przesady. –odpowiedział całując Elisabeth w głowę powodując tym samym grymas na jej twarzy. Szedł więc pierwszy, ciągnąc za sobą dziewczynę w kierunku znanym wyłącznie przez niego. Droga wydawała się być długa. Brunetka co chwile potykała się o jakiś kamyk, patyk czy nawet własne nogi przez co z minuty na minutę stawała się coraz bardziej powolna, co wymagało od Harrisona użycia większej siły aby powrotem przyśpieszyć. Nie była w stanie skupić się na niczym innym, niż nieprzyjemnym ucisku w nadgarstku, który wciąż się nasilał. Przygryzła więc dolną wargę, starając się siedzieć cicho tak długo jak mogła. W oddali słyszała odgłosy samochodów, trąbienie, ostre hamowania i tym podobne. Zastanawiała się gdzie jest. Pogoda zmieniła się diametralnie.  W przeciwieństwie do słonecznej pustyni tym razem powietrze było chłodne i zimne. Na dworze panował półmrok. Wiatr wiał im w twarz, co tym bardziej utrudniało Elisabeth stawianie kolejnych kroków na przód. Wciąż starała się zapamiętywać jak najwięcej informacji. Rozmowa z mamą z jednej strony podniosła ją na duchu z drugiej zaś przyniosła ze sobą wszystkie miłe wspomnienia lecz głównie smutek i tęsknotę z którą musiała się zmagać. Momentalnie poczuła łzy napływające do jej oczu. Już miała rozpłakać się na dobre, kiedy cieplejsze powietrze opatuliło jej różowe policzki. Usłyszała paręnaście, a może nawet parędziesiąt głosów wokół niej. Jedne były głośne, drugie trochę cichsze. Zdezorientowana zaczęła obracać swoją głowę w lewa i prawą stronę nie rozumiejąc niczego. Swoją lewą rękę zacisnęła w pięść, prawą natomiast przyciągnęła do siebie chłopaka. Jej ciało przeszedł dreszcz, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Jej serce zaczęło mocniej bić. Tęskno przyśpieszyło i zaczęła się pocić. Po chwili miała już problemy z oddychaniem. Oparła swoje dłonie o kolana i jak najszybciej starała się wziąć głęboki oddech. Harrison próbował uspokoić dziewczynę. W obawie o zwrócenie na siebie zbyt dużej uwagi ludzi, odciągnął ją gdzieś w bok. Podczas, krótkiego biegu Elisabeth wzięła parę szybkich oddechów. Powoli zaczynała się uspokajać, nie trwało to jednak długo. Głos kobiety rozległ się po stacji, mówiła ona do mikrofonu. Zbyt głośny dźwięk, od którego się odzwyczaiła wywołał u niej zawroty głowy. Momentalnie poczuła się słabo i czym prędzej starała się złapać dłoń bruneta. Jej policzki straciły ten żywy kolor, ciało wciąż drżało. Chłopak przełknął ślinę i również niepewnym ruchem zdjął jej bandankę z oczu. Wiedział, że musi działać szybko. Złapał jej twarz i zwrócił ku sobie. Przybliżył się na tyle blisko, że ich nosy stykały się ze sobą.
-Oddychaj. –szepnął, kiedy dziewczyna ponownie wstrzymała oddech. –Weź JEDEN głęboki oddech. –odezwał się ponownie, przysuwając ją jeszcze bliżej siebie. W duszy dziękował, że zasłaniał ich w tej chwili stary bar. Powoli opadł na ziemię, sadzając Elisabeth na swoich kolanach. –Oddychaj. –jego głos był kojący i ciepły. W ogóle nie przypominał w tym momencie, porywacza a raczej troszczącego się przyjaciela czy nawet chłopaka. Taka wersja uspokoiła nastolatkę, powoli nabrała powietrza do ust i wypuściła je nosem. Powtórzyła ten ruch parę razy. Rozluźniła dłonie zaciśnięte w pięści i odgarnęła nimi swoje włosy, ocierając czoło z potu. Wokół niej wciąż wiele się działo i nie za bardzo była w stanie powiedzieć, co było przyczyną nagłego ataku paniki. Spojrzała zdezorientowana na Harrisona i zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu. –Powinienem to przewidzieć. –wyrwał ją z chwili odetchnienia. Niepewna zlustrowała go wzrokiem, skupiając się na jego klatce piersiowej, która opadała i unosiła się powoli. –Tam byliśmy tylko w dwójkę, było cicho i … przyjemnie. –dodał po chwili, jakby nie pewny swoich słów. –Nie będzie tak na długo. –rozejrzał się wokół. Swoje dłonie opierał po obu stronach talii brunetki. W końcu silnym i nieco gwałtownym ruchem postawił ją na równe nogi. Przyparł ją do ściany i wsunął swoje kolano między jej uda, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę. –Musimy pogadać. –powiedział. Jego postawa nieco zdziwiło Elisabeth jednak postanowiła go po prostu wysłuchać. Skinęła głową i czekała na ciąg dalszy. –Jak już pewnie zauważyłaś znajdujemy się na stacji metra. Nie jest to zwyczajne metro, jednak na chwilę obecną niczego więcej się nie dowiesz dopóki mi nie zaufasz … i ja tobie. Przejdziemy teraz przez tłum i wsiądziemy do tej metalowej puszki, bez najmniejszych problemów. Nienawidzę ci grozić ale w tym momencie nie mam innego wyboru. –przejechał kciukiem po jej policzku, a następnie uniósł jej brodę. Przysunął usta do jej obojczyka, a następnie zwrócił głowę lekko w stronę starszego mężczyzny w garniturze, obserwującego z boku zdarzenie sprzed kilku dziestu sekund. Ten natomiast w tempie natychmiastowym odwrócił wzrok i wyraźnie zdegustowany odszedł czym prędzej. Dziewczynie przez głowę znów przeszła niepokojąca myśl. Harrison miał zaplanowane dokładnie wszystko, wiedział jaki ruch wykonać, co zrobić lub co powiedzieć aby nikt nie zwrócił na nich uwagi. Ona natomiast chciała krzyczeć, wołać o pomoc jednak nie była w stanie. Co chwila otwierała usta, jednak nie zdobywała się na chociaż najmniejszy szept. Poddała się, ponownie przytaknęła głową i już po chwili była wolna. On natomiast odwrócił się na pięcie i sięgnął pod nieużywany już blat owego baru. Wyciągnął spod niego czarne pudełko. Szybkim ruchem wpisał kod i już po chwili odrzucił je za siebie niezbyt przejmując się gdzie wyląduje. Podał czarne, nauszne słuchawki dziewczynie i polecił jej aby je włożyła, po czym podniósł wysoko rękę i pstryknął palcami zrobił to samo z drugą, a po chwili wciąż pozostawiając je nad głową, wygiął swoje plecy w łuk i ziewnął tak aby wyglądało to na zwykłe przeciągnięcie się, jednak przykuł uwagę brunetki. Podpiął do nich, mały odtwarzacz muzyczny, a następnie włączył losową piosenkę i ustawił na głośność na maksymalną. Splótł ich palce i zaciągnął ich na stację. Co chwile zerkał na zegarek – stresował się. Elisabeth natomiast starała się usłyszeć cokolwiek, jednak zbyt głośna muzyka zagłuszała każdy odgłos. Nie była też w stanie się rozejrzeć, ponieważ otaczał ich tłum biznesmenów, nastolatków czy mam z dziećmi niecierpliwie czekających na metro. Nie minęła minuta, a owy pojazd pojawił się na swoim miejscu. Drzwi otworzyły się szybko i tłum ludzi zaczął wychodzić, podczas gdy drugi starał się wejść do środka, utrudniając tym samym płynny ruch. Beth została natomiast wciągnięta do środka przez dwie duże dłonie. Co ją zaskoczyło – jedna z nich na pewno nie należała do Harrisona. Ponownie poczuła jak jej tętno przyśpiesza, a serce zaczyna mocniej walić jednak zrobiła kilka głębokich oddechów i zaczęła szukać wytłumaczenia. W tym momencie było to niestety zbędne. Jej myśli skupiały się na słowach piosenki, a wzrok co chwila to spoczywał na innej osobie, uporczywie starającej się wepchnąć i zając wygodne miejsce. Z pozoru krótka wędrówka zmęczyła ją jednak i gdy tylko znalazła puste miejsce, wykorzystując chwilę nieuwagi wyrwała swoje nadgarstki z uścisków i opadła bezradnie na ciemnoczerwony, niewygodny fotel. Tym razem rozejrzała się już na prawą i lewą stronę. Za wszelką cenę starała się pobudzić swój mózg do pracy, który na przekór wszystkiego nie skupiał się na odpowiedniej rzeczy. Jej chwila ‘wolności’ nie trwała zbyt długo, bo znów została pociągnięta i postawiona na nogi. Za nią ustawił się Harrison, natomiast przed nią stał nikt inny jak James. Wspomnienia wróciły do niej bardzo szybko, zaczęła składać wszystko w spójną całość. Mężczyzna odezwał się do niej, jednak ona go nie słyszała. James, ten sam z którym brunet rozmawiał jeszcze na pustyni, ten sam, który pomagał przy jej porwaniu, ten sam, który wymierzył w nią pistolet tej pamiętnej nocy. Wystraszona i zdezorientowana zrobiła krok w tył. Gdy tylko poczuła na swoich plecach tors jej porywacza, złapała jego nadgarstek i przeciągnęła go przed siebie, chowając się za nim i obejmując go od tyłu. Groźnie wyglądający pomocnik, roześmiał się jedynie z zaistniałej sytuacji, a następnie ponownie wypowiedział parę słów tym razem z stronę chłopaka. Cała trójka ruszyła w stronę tyłów metra, co chwilę potrącając lub szturchając jakieś przypadkowe osoby. Po chwili dotarli do samego końca, gdzie siedziała tylko jedna osoba, która również po chwili opuściła metro na najbliższej stacji. James stanął przejście między jedną częścią a drugą. Czekali jeszcze chwilę, oboje z zegarkami z rękach, odliczając dosłownie każdą sekundę. Zirytowana Elisabeth ściągnęła słuchawki i zasłoniła tarczę zegarka dłonią, wywołując tym samym gniew i zirytowanie u chłopaka.
-Sama tego chciałaś. –warknął, a następnie ciągnąc ją za sobą podbiegł do tylnich drzwi awaryjnych i szybko otworzył je tym samym wpuszczając do środka mnóstwo powietrza, które początkowo aż odrzuciło ich do tyłu. Ludzie zaczęli panikować, ktoś krzyknął, inny zaczął dobijać się do drzwi. Mężczyzna wciąż stał z tym samym miejscu starając się zasłonić jak najwięcej swoją sylwetką. Po dosłownie paru sekundach metro znacznie zwolniło. Następne co pamięta to jeszcze więcej krzyków, konduktora biegnącego w ich kierunku i skok. Skoczyli. Wyskoczyli z metra.
++++
Wszystko wam się wyjasni w krótce, obiecuje. x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz