sobota, 14 czerwca 2014

008 [cz.1]

jesteś burzą
a ja jestem
morzem.
ty wzbudzasz
gniew
a ja
spokój.

Kiedy się ocknęła całe jej ciało było wręcz gorące. Zacisnęła mocniej powieki i poruszyła delikatnie palcami lewej dłoni, która spoczywała bezwładnie na fotelu. Nie minęła chwila, a usłyszała ciche przekleństwo. Mogła przysiąść, że osoba siedząca obok niej odwróciła się do tyłu szukając czegoś. Dość głośne uderzanie o siebie metalowych przedmiotów, szmery i szelesty nie dawały jej spokoju.  Jej irytowanie wzmagało się, a dźwięki przyprawiały ją o ból głowy. Kiedy w końcu ustały poczuła ciepłą, spoconą dłoń na swoim przedramieniu. Zajęło jej chwilę za nim zorientowała się co ma się zaraz wydarzyć. Najszybszym ruchem, na jaki mogła sobie pozwolić w tej chwili, opuszkiem palców dotknęła jego policzka. Tak przynajmniej jej się wydawało, jej oczy wciąż były tylko lekko otwarte.
-Nie. –szepnęła.  Nie mogła  wykrztusić niczego więcej. Język wypełnił jej opuchnięte usta. Naciskał na suche zęby. Wzrok zmętniał. Chciała znów coś powiedzieć, ale nie dawała rady.  Harrison westchnął cicho. Rozluźnił uścisk i rzucił strzykawkę do tyłu nie dbając gdzie wyląduje. Podał dziewczynie butelkę wody, po czym ponownie skupił się na drodze. Po paru minutach jej wzrok znacznie się poprawił, narkotyk w żyłach wciąż dawał o sobie znać, jednak znacznie mniej niż parę godzin temu. Godzin? Czy może dni? Szybko podniosła się do pionu, a gwałtowny ruch wywołał u niej zawroty głowy. Złapała się za skroń i syknęła. Kiedy spojrzała na bruneta pierwsze co zauważyła to zdenerwowanie. Nie był to przejaw gniewu jaki mogła już nie raz zaobserwować, to był strach. Rzecz, której jeszcze u niego nie widziała. Coś co czuła przez cały ten czas. Kiedy siedziała sama w pokoju, kiedy Harrison unosił głos, kiedy próbowała uciekać, kiedy myślała o rzeczach, które mogłyby się jej przytrafić. Takie małe uczucie, a wzbudza tyle emocji. Teraz to on był wystraszony. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać ile minie czasu zanim ich znajdą? Gdzie by się przecież mieli schować? Pustynia, bez jakiejkolwiek cywilizacji to chyba jedyne miejsce, które wyobrażała sobie jako „niedostępne” dla policji. Nikt przecież, nie może przeszukać jej całej. Jednak miasta, piwnice, hotele to wszystko łatwo dostępne miejsca, z milionem kamer , przechodniów, pracowników, świadków. Oparła głowę o zagłówek i zwróciła się w stronę okna. Okolica, którą właśnie przejeżdżali była daleka od znajomych jej miejsc. Długą i szeroką ulicę otaczało tylko kilka lamp, przed jak i za nimi jechały dwa czarne, duże samochody, których marki nie rozpoznała. Starała się rozglądać na obie strony ukradkiem, zbierając jak najwięcej informacji i starając się jak najlepiej zapamiętać otoczenie.
-Musimy porozmawiać. - miękki i spokojny głos przerwał jej koncentrację.
-My chyba już nie mamy o czym. –odparła
-Jesteś na mnie jeszcze wściekła?
-Nie.
-Na pewno?
-Nigdy nie byłam wściekła na ciebie.
-A jaka jesteś?
-Zraniona.
-Musisz się przebrać, bo tu jest o wiele zimniej. –zignorował jej wcześniejszą wypowiedź. –Uprzedzam pytanie nie, nie jedziesz do domu, jednak jest coś innego… -westchnął. –Tu jest zupełnie inny klimat, czy lepsze warunki? Cóż ocenisz sama… -skręcił delikatnie w lewo po czym ponownie zwrócił się do dziewczyny. –Elisabeth. –wyszeptał, łapiąc jej dłoń i mocno ściskając.. Brunetka próbowała ją wyrwać jednak on nie dawał za wygraną. W końcu rozluźniła pięść i zacisnęła usta w prostą linię starając się zignorować uczucie związane z jego dotykiem. –Wiem, że zwaliłem to. Cholera po prostu spierdoliłem, więc chcę to naprawić. –jej oczy zwróciły się ku niemu z nutą nadziei. –Telefon… Telefon, który znalazłaś jest już praktycznie bezużyteczny. Bateria w nim pada, od ciepłej temperatury części zaczęły się rozklejać i klawiatura nie działa zbyt dobrze, jednak … -nabrał powietrza do płuc, po czym wypuścił je powoli. Pogładził kciukiem delikatną skórę dziewczyny i uśmiechnął się prawie nie zauważalnie. –Dam ci zadzwonić do rodziców.
-Co? –uniosła swój głos i podkuliła pod siebie kolana zwracając się w lewą stronę. Jej oczy zaczęły świecić, a już po chwili w kącikach pojawiły się krople łez.
-Tak i nie. Musimy ustalić zasady… -Elisabeth ścisnęła mocniej jego rękę i pokiwała głową –Nie możesz im powiedzieć gdzie się znajdujemy, gdzie byłaś dotychczas. –dziewczyna uśmiechała się szeroko, czując jak radość wypełnia każdy centymetr jej ciała. –Nie wypowiadaj mojego imienia, pod żadnym pozorem rozumiesz? –Harrison położył nacisk na poszczególne słowa. Jego mięśnie napięły się na chwilę. –Jeśli powiesz o parę słów za dużo, zawracam samochód i skierujemy się w miejsce w którym umrzemy oboje.  Rozumiesz mnie?
-Tak. Obiecuję. –przytaknęła.
-Zadzwoń, powiedz im jak się czujesz, co robiłaś, że za nimi tęsknisz, żeby żyli własnym życiem cokolwiek jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej … i nie będziesz mi tak marudzić. –dodał już troszkę ciszej jednak z uśmiechem na ustach. Wyciągnął mały i ciężki telefon komórkowy ze swojej kieszeni i wybrał numer. Po usłyszeniu jednego sygnału podał go brunetce, która z drżącymi dłońmi przyłożyła go bliżej ust. Chłopak nie bez powodu włączył urządzenie na głośnomówiący. Po paru sygnałach zmęczony głos rozbrzmiał w słuchawce. Kobieta prawdopodobnie została obudzona co znaczy, że jest środek nocy bądź wcześnie rano, podczas gdy w miejscu w którym obecnie się znajdowali była około dwunasta w nocy, sądząc po ułożeniu księżyca i atmosferze.
-Mamo… -dziewczyna nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre.
-Elisabeth. –usłyszała szloch również po drugiej stronie słuchawki.
-Mamo.. tęskniłam. –z trudem łapała oddech.
-Córeczko? Tak długo cię szukamy! Nie wiemy już co robić! –Veronica zadawała miliony pytań nawet nie dopuszczając nastolatki do głosu.
-Spokojnie jestem cała i zdrowa, przysięgam. –uśmiechnęła się słabo.
-Przysięgam, że znajdziemy tego gnoja i wsadzimy go do więzienia. Odpowie za wszystko co zrobił. Tata jest już w drodze do miejsca w którym cię trzyma. Złapie tego drania i zabierze cię do domu.
-Powodzenia. –Harrison wtrącił się nagle, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.
-Obiecałeś mi coś. –powiedziała zwracając się tym razem do niego. –Zaraz po zakończeniu tego połączenia zadzwoń do taty i każ mu wracać, nikogo tam nie ma… Ale jest coś o czym chciałabym z tobą porozmawiać…
-Ja nic nie rozumiem… kochanie co się dzieje?
Nie wie zbyt jak podejść do tematu. Nie chce zdenerwować swojej rodzicielki, ale również ciężko jej opowiedzieć o zaistniałej sytuacji. Kiedy popatrzeć na to z perspektywy osoby trzeciej można powiedzieć, że Elisabeth ma po prostu syndrom sztokholmski, który pojawia się u ofiar porwania lub u zakładników, wyrażający się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami je przetrzymującymi. Może osiągnąć on  taki stopień, że osoby więzione pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów lub w ucieczce przed policją. Syndrom ten jest skutkiem psychologicznych reakcji na silny stres oraz rezultatem podejmowanych przez porwanych prób zwrócenia się do prześladowców i wywołania u nich współczucia. Inną opcją jest też identyfikacja z agresorem. W teorii psychoanalitycznej klasyfikowana jako wczesny (psychotyczny) i destrukcyjny mechanizm obronny. Jednak tak naprawdę nikt, nie wie jak to było. Nikt nie wie o uczuciu, które stopniowo rodziło się między tą dwójką. O wszystkich kłótniach przez które musieli przebrnąć. Cichych dniach ale również tych wypełnionych bardzo przyjemnymi uczuciami, doznaniami. Trosce Harrisona o bardzo kruchą i łatwą do złamania Elisabeth, która zaciekle broniła swoich wierzeń i przekonań. Ale nie było to jednostronne. Nastolatka pomimo wszystkich złych słów wypowiedzianych w jego stronę zrozumiała, że tutaj nie chodzi o nią. Nie w stu procentach. Została częścią czegoś czego nie rozumie i wini tą osobę od której łatwiej było by jej się odwrócić. Ciężko by było raczej przyznać córce, że jej własny ojciec doprowadził do jej porwania i nadto jest on osobą, której powinna się obawiać i o którą porywacz się troszczy. Siedziała więc przez chwilę w ciszy, starając ubrać się w słowa wszystkie kłębiące myśli.
-Mamo, każda sekunda to jedno życie. –zaczyna.
-Słucham?
-Każda sekunda to jedno życie.
-Gdzie to usłyszałaś?
-Nigdzie. Sama na to teraz wpadłam. Masz jeszcze setki tysięcy żyć, mamusiu.
"Każda sekunda to jedno życie."
-Elisabeth?
-Więc żyjcie swoimi sekundami, proszę. Nie oczekuje od was, że o mnie zapomnicie, odpuście sobie poszukiwań czy przestaniecie się martwić jednak musicie żyć własnym życiem. Ty masz wrócić do normalnego trybu sypiania, rób im przepyszną jajecznicę na śniadanie jak zawsze i chodź na zakupy z przyjaciółką co tydzień. Mam nadzieję, że Morgan dalej biega co rano, czyta dużo książek, słucha tej swojej dziwnej muzyki i dobrze się uczy. Tata na pewno udaje, że wszystko jest w porządku a wieczorkami popala papierosy, jestem tego pewna. Przekaż mu, że ma je rzucić.
-Czas Beth, czas. –brunet przerwał dziewczynie wskazując palcem na nadgarstek.
-To chora sytuacja wiem. Uwierz mi, ze sama tego nie rozumiem. Nie wiem dlaczego zostałam porwana, wiem tylko, że ma to coś wspólnego z tatą i jego biznesami ale pomimo tego wszystkiego czuję się dobrze. Nie jestem głodna czy spragniona, nikt nie wykorzystuje mnie seksualnie bo pewnie o to się też martwisz. Czuję się jak w domu, tylko niestety brakuje was i miękkiego łóżka, bo te takie nie jest. Kiedyś się znowu zobaczymy obiecuję ci to. A teraz musze kończyć,  kocham was mocno, pa.
Patrzyła chwile pusto przez przednią szybę, łapała oddech szybko. Czuła jak wszystko co kłębiło się w niej przez tyle dni czy nawet miesięcy wybucha. Dała upust swoim emocjom i pozwoliła łzą płynąć w dół jej policzków aż po brodę, skąd małe słone kropelki skapywały na jej ubranie.
-Gotowa?
-Na co?
-Na życie po raz trzeci. –uśmiechnął się lekko, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Rozejrzała się wokół i zrozumiała, że znajduje się na poboczu  bardzo ruchliwej drogi.
-To tutaj?
-Nie. –odpowiedział sięgając do tyłu i wyciągając dużą czarną torbę. –Stąd przejdziemy kawałek pieszo. Mój kolega James, pewnie go pamiętasz z naszego pierwszego spotkania zabierze nasze auto na odpowiednie miejsce a rzeczy przeniesie do naszej nowej, nazwijmy to kryjówki a my zrobimy sobie spacerek. –wyciągnął czarne, długie spodnie, dużą czerwono-czarną flanelową koszulę i czarne tenisówki. Podał wszystko dziewczynie po czym wysiadł dając jej odrobinę prywatności.  Elisabeth szybko przebrała się w wyznaczone rzeczy po czym opuściła samochód. Chłopak stał już tam w towarzystwie kilku innych osób, których twarze wydały jej się zbyt znajome. Chwiejnym krokiem podeszła do nich.
-Możemy iść?
-Chyba tak. –odpowiedziała cicho. Harrison splótł ich palce i przewieszając sobie torbę przez ramię pociągnął dziewczynę za sobą.
-Witam w nowym domu, skarbie.


____
Hejoooo!
Okej zastanawiałam się czy podzielić rozdział na dwie części, czy może raczej dodać w całości. Jako że pare osób pisało do mnie w sprawie Kidnapped, którego nie było już chyba od miesiąca dodam teraz pierwszą część i cieszcie się.

Wytłumaczenie mam dosyć banalne - szkoła. To ten Specjalny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów (via. Piotrek). Mnóstwo poprawek, sprawdzianów i jakiś innych gówien, których nie potrzebuję.
Zapraszam jeszcze na Creepshow (drugi rozdział) i ważne pytanie
KTOŚ Z WAS CHCIAŁBY MOŻE DOKOŃCZYĆ TOO COLD? Całkowicie wyczerpałam na niego wenę i nie jestem chyba w stanie go doprowadzić do końca. Oczywiście wysyłam cały plik z tym co dotychczas dopisałam, z cytatami,  piosenkami, fabułą itd. Wszystko do twojej dyspozycji.

Papa x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz