sobota, 14 czerwca 2014

007

ponieważ
mógłbym patrzeć na ciebie
przez tylko jedną
minutę
 i znaleźć
tysiąc rzeczy,
które w tobie kocham
-Dobrze się czujesz?
-Nic mi nie jest … - skłamała, odkładając książkę na swoje kolana. Harrison usiadł po drugiej stronie ławki i zaczął się bawić swoimi palcami. Chciał coś powiedzieć, jednak przerwała mu. –Nic mi nie jest, na pewno. –powtórzyła. Siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy, z głowami w dół. Można było wyczuć rosnące pomiędzy nimi napięcie. Oboje chcieli coś powiedzieć, jednak nie byli przekonani co. -Nie zastanawia cię nigdy, dlaczego stworzono nas z ograniczoną zdolnością przeżywania przyjemności, ale nieograniczoną zdolnością przeżywania bólu? Nasz pułap przyjemności jest niski, za to dolna granica bólu ciągnie się bez końca. –powiedziała po chwili, ukradkiem zerkając na chłopaka.
-Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. –odpowiedział, zaciskając pięści a jego oddech przyśpieszył. Jego emocje zawsze górowały nad rozsądkiem i rozumem. Łatwo dał się im ponosić, aby po chwili nieuwagi zrobić coś głupiego i bezsensownego, jednak zawsze potrafił podnieść się po upadku.
-Więc wypuść mnie do domu. –szepnęła cicho, oplatając kolana rękami i opierając na nich brodę.
-Nie mogę tego zrobić. –zacisnął powieki i wypuścił powietrze przez usta. Jego zdenerwowanie zauważyła wręcz od razu. Można by powiedzieć, że po całym czasie spędzonym z Harrisonem, potrafiła wyczuć kiedy zakończyć daną rozmowę bo nie wyniknie z niej nic dobrego, jednak tym razem stawka była zbyt wysoka.
-Jesteś świadomy tego, że mnie szukają prawda? – zmieniła pozycję, przysuwając się bliżej chłopaka. Nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko dumnie, jakby pewny swojego triumfu, mimo jakikolwiek działań ze strony policji czy wydziałów specjalnych. –Mówisz, że się o mnie troszczysz … -tym razem spróbowała iść inną drogą. –Że nie pozwolisz mnie skrzywdzić … -ale czy warto było grać na jego uczuciach, poczuciu winy? –A sam wyrządzasz mi krzywdę. Trzymając mnie tutaj.
-Tutaj nie chodzi o miejsce, Elisabeth! –zerwał się nagle na równe nogi, zaciskając pięści jeszcze mocniej niż parę sekund temu. –Tu chodzi o ciebie! Tutaj zawsze chodziło tylko i wyłącznie o ciebie! –uderzył w belkę podtrzymującą dach, a ta skrzypnęła osuwając się o parę milimetrów. Brunetka podskoczyła i wystraszona, znów przyjęła obronną pozycję. –Ty nic nie rozumiesz prawda? –zapytał już znacznie łagodniej. –Ja cię chronię, kurwa. Cokolwiek sobie o mnie myślisz od początku do końca nigdy nie byłem dla ciebie nie miły, nie zauważyłaś tego? Nic, kurwa nic nie wyprowadza mnie bardziej z równowagi niż twoja ślepota na tą całą popieprzoną sytuację. –mimo doboru i przekazu słów jego głos wciąż był spokojny. Patrzył teraz pusto na horyzont, nie odzywając się więcej. I nagle zrozumiała. Wszystko co przed chwilą powiedział, nagle miało sens. Incydent w łazience, to jak ją traktował, dbał aby się nie nudziła, dawał jej jedzenie i picie, sam to wszystko zbudował. Może w ten sposób ukazywał emocje? Chciał jej wynagrodzić porwanie? No właśnie.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałabym zapytać. –odezwała się po chwili. W oczach miała łzy, ale za wszelką cenę starała się nie rozpłakać. Harrison skinął głową, zwracając się ku niej. –Po co to wszystko? Po co mnie porwałeś?
-A to moja droga, niech będzie dla ciebie zagadka.
-Dlaczego mi po prostu nie powiesz?! –przegrała. Łzy pociekły po jej policzkach, kiedy z impetem uderzyła swoimi drobnymi dłońmi o ławeczkę. Zrobił duży krok, aby po chwili upaść tuż przed nią na kolana. Złapał jej twarz i przybliżył do swojej.
-Robię to dla ciebie Beth. Pewnego dnia wszystko, powtarzam wszystko, ci wyjaśnię. Masz na to moje słowo.
-Czasami ludzie nie rozumieją wagi obietnic, gdy je składają. –szepnęła po czym podniosła się na równe nogi i weszła do środka. Chciała zakończyć tą konwersację, jednak się jej nie udało. Brunet w równie szybkim tempem dogonił ją i złapał za dłoń.
-Hej. –szepnął cicho, splatając ich palce. –Jesteś wszystkim co mam, proszę… Zrobiliśmy już takie postępy, nie możesz mi teraz tak wszystkiego odebrać.
-Tak jak ty mi? –uniosła wzrok, aby spotkać się z jego brązowymi oczami. –Tak jak ty mi zabrałeś wszystko? –położyła nacisk na poszczególne słowa.
-Nie sądzisz, że to czas odpuścić? Nauczyć się ze mną żyć tutaj bez ciągłego skakania sobie do gardeł?
-To naucz mnie. –wyprostowała się, chcąc chodź trochę zmniejszyć różnice wzrostu między nimi. –Naucz mnie. –powtórzyła.
-Lekcja pierwsza. –zaczął niepewnie. –Pogódź się z przeszłością, by nie psuła ci teraźniejszości.


Elisabeth nie była pewna już swoich czynów, z jednej strony od początku jej „przyjaźni” z Harrisonem, zależało jej na jednym – znalezieniu informacji. Starała się odepchnąć od siebie uczucia mówiące jej, że wysokiemu brunetowi, o oczach, których nie widziała u żadnego innego mężczyzny, dużych dłoniach i dobrze wyrzeźbionej sylwetce, naprawdę na niej zależy. Zastanawiała się nad jego słowami od przeszło czterdziestu minut. „Pogódź się z przeszłością, by nie psuła ci teraźniejszości” więc może to musiała zrobić? Musiała pomyśleć, przeboleć i pogodzić się ze stratą starego życia, które bezskutecznie próbowała odzyskać? Nie chciała się poddawać, mała iskierka nadziei gdzieś w środku mówiła jej, że jeszcze wszystko się ułoży i że nareszcie zazna szczęścia, którego jej dusza tak pragnie. Zaczęła więc od początku.

Wiesz, miałeś rację mówiąc, że do straty bliskich osób można się przyzwyczaić. –odparłam cicho. -Kiedy odchodzi pierwszy przyjaciel boli. Drugi? Też. Trzeci? Nie mniej. Przy czwartym jednak już zaczynasz zdawać sobie sprawę z tego, że tak musi być, że widocznie nie wszyscy ludzie są dla Ciebie.
-Elisabeth … -złapał mnie za dłoń, otarł pojedynczą łzę kreślącą linię po moim policzku.
-Nie płaczesz już nawet. Starasz się wykreślić z pamięci wszystkie szczególne wspomnienia związane z tą osobą i zapomnieć, że był dla Ciebie kimś na kształt zwykłego znajomego. Że nie łączyło Cię z nim żadne szczególne uczucie. Jedyną oznaką utarty jest tylko dziwne uczucie pustki jakby ktoś zabrał kawałek Ciebie. Jednak żyjesz dalej. Uśmiechasz się. Przez jaki czas Ci się to udaje? Nie wiem. Dopiero zaczynam…
Może gdyby nie uciekła ze swoim przyjacielem na całą noc, byłaby teraz w domu? Winiła się, tak strasznie się winiła za ten okropny pomysł. Z jednej strony wiedziała, że Harrison i jego ludzie przyszli po nią, ale może jej rodzina uniknęła by siniaków, przywiązania do krzeseł i wiele innych nieprzyjemnych rzeczy. Może wtedy brunet przyszedłby do jej pokoju i zabrał ją stamtąd a jej rodzice pomyśleliby, że uciekła? Gdyby dał jej trochę czasu. Mogłaby wtedy napisać list pożegnalny, może by jej wtedy nie szukali. No właśnie „może”, które powtarzało się tyle razy i było zawsze obecne w jej myślach. Nigdy nie była niczego pewna, nie potrafiła dać stuprocentowej odpowiedzi, zawsze pojawiało się to czteroliterowe słowo, które zmieniało wszystko. Zastawiała się jak radzi sobie z tym wszystkim Charles? Czy jego rodzina dalej kłóci się o każdą błahostkę? Zawsze to ona, poprawiała mu humor i ratowała przed złą sytuacją w domu, tak samo jak zawsze to on wpakowywał ją w kłopoty. Czy teraz ją zastąpił? Znalazł kogoś innego? Każda myśl sprowadzała ją do tego okropnego zdarzenia, więc postanowiła przeanalizować również je.
Pierwsze co przyszło jej na myśl, to słowa jej ojca, których wciąż nie rozumiała. Harrison mimo wielu próśb i błagań nie powiedział jej ani słowa, twierdząc, że nie jest gotowa bądź „dowie się w swoim czasie”. Przed pojawieniem się bruneta, jej tata siedział spokojnie. Patrzył się po prostu ze złością i strachem zmieszanym w jego oczach. Dopiero po rozpoznaniu Harrisona zaczął się szarpać. No właśnie, skąd go znał? Inną sprawą byli jego "wspólnicy". Dwóch mężczyzn w kominiarkach, którzy jako pierwszy ukazali się dziewczynie. Nie pamiętała ich imion, starała się za wszelką cenę przypomnieć chodź pierwszą literę, ale nie była nawet pewna czy ktoś w ogóle je wymówił. Następne co sobie przypomniała, to broń wymierzona w jej klatkę piersiową. Po raz pierwszy w swoim życiu widziała na własne oczy pistolet.

Zrobiłam gwałtowny krok w tył. Na moje nieszczęście wylądowałam w czyiś objęciach.
-Tylko spróbuj James a oberwiesz! –momentalnie mężczyzna opuścił broń na ziemię i sam cofnął się do tyłu.

Chyba dopiero w tym momencie zrozumiała, całe zdarzenie. Harrison ją chronił, chronił ją od samego początku. Może nie w taki sposób, jaki zrobiłby to każdy inny chłopak, ale on nie był „każdy inny”. Był wyjątkowy, na swój własny sposób. Nie pamiętała jak się tutaj znalazła, prawdopodobnie odurzył ją środkami nasennymi, narkotykami czy czymś innym. Pierwsze dni na pustyni były dla niej koszmarem, nie jadła nic, w ogóle się nie ruszała, chciała odebrać sobie życie jednak nie miała jak. Zwyczajnie nie miała jak to zrobić, bała się bruneta, do tego stopnia, że patrzenie na niego sprawiało jej ból.

 –Nie zabraniam ci na mnie patrzeć. –powiedział z rozbawieniem w głosie.
Mimowolnie sama uśmiechnęła się na wskutek tych wspomnień. Podniosła się do pionu i spod zakurzonej już poduszki wyciągnęła książkę. Tą samą książkę, którą podarował jej tego samego dnia. Mimo iż czytała już ją po raz trzeci, zawsze wywoływało to w niej jakiś spokój. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła go, jako kogoś innego niż psychopatę, który ją uprowadził, zobaczyła go jako normalnego chłopaka. Podniosła się i podeszła do komody. Tym razem szuflada otworzyła się bez problemu, nie to co paręnaście bądź nawet parędziesiąt dni temu, kiedy bezskutecznie mocowała się w nią w pośpiechu i strachu przed Harrisonem. Błądząc palcami po ubraniach szukała czegoś nowego. Potrzebowała się odciąć od wszystkiego, zacząć nowe życie. Kiedy natknęła się na czarny materiał bez zastanowienia wyciągnęła go, przerzucając sobie przez ramię. Swoje przenoszone już skórzane buty odstawiła do najniższej szuflady, a w zamian wyciągnęła białe tenisówki. Zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, że ten kolor nie koniecznie zostanie na długo przy tych warunkach pogodowych. Następne co znalazła w najwyższej szufladzie to kremowy kapelusz, który od razu się jej spodobał.  „Kucnęła aby wyciągnąć czystą bieliznę, która również wylądowała na jej ramieniu. Wszystkie nowe ubrania zaniosła do łazienki i powiesiła je na ledwo trzymającym się już gwoździu. Po drodze do sypialni Harrisona, w której jeszcze nigdy nie była zahaczyła o kuchnię, z której wzięła nożyczki. Pchnęła drzwi do środka i bez mniejszego zastanowienia podeszła do dużej szafy stojącej pod ścianą. Wyciągnęła pierwszy biały materiał, jaki rzucił się jej w oczy i wyszła szybko starając się nie naruszać zbyt jego przestrzeni osobistej. Rozkładając koszulkę na blacie, zauważyła, że jest to ta sama, którą miał pod bluzą tego dnia, którego ją uprowadził. Odgarnęła te myśli ze swojej głowy, powtarzając sobie jego słowa w głowie.
- Pogódź się z przeszłością –szepnęła, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. Przecięła koszulkę mniej więcej w połowie po czym poskładała odcięty materiał i włożyła go do szafki w kuchni. Wróciła z powrotem do łazienki. Tym razem nie zastawiała drzwi i nie umierała ze strachu, że Harrison wejdzie do środka. Ufała mu wystarczająco i wiedziała, że tego nie zrobi. Rozebrała się i odkręciła kran, który wydał z siebie nieprzyjemny dla ucha dźwięk zanim wypuścił strumień letniej, brązowej wody. Nie wiedziała skąd dokładnie ją mają, ale dziękowała w duszy chłopakowi za dosłownie idealną temperaturę cieczy, płynącej z prysznica.
I już kiedy wszystko wydawało się układać wręcz idealnie, coś się zepsuło. Bo tak to już jest w życiu. Życie to kolejka górska. Raz jesteśmy na dole, raz na górze. A co jeśli ta kolejka się popsuła? I jest tylko na dole?
Elisabeth przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze, żałując, że chłopak przeoczył takie rzeczy jak kosmetyki, których jej brakowało. Wyszła z łazienki z uśmiechem na ustach, czuła się dzisiaj jakoś inaczej. Bardziej kobieco. Długa czarna spódniczka idealnie podkreślała jej chude nogi, białe tenisówki pasowały do białej koszulki Harrisona, którą miała na sobie. Obcięła ją tuż nad pępkiem, wiedząc że nie będzie w stanie wysiedzieć całego dnia w za dużej koszulce. A kapelusz zasłaniał część jej długich, falowanych włosów, które wciąż nie przystosowały się do suchego klimatu. Otwierając frontowe drzwi nogą doszła do wniosku, że chłopaka nigdzie nie ma. Usiadła więc na ławeczce i zwyczajnie obserwowała pustynie. Jej ciszę i spokój przerwał jej denerwujący dźwięk, który bez skutecznie próbowała zignorować. Idąc więc korytarzem starała się zlokalizować jego źródło. Ze smutkiem stwierdziła, że dochodzi z sypialni bruneta. Walczyła przez chwilę ze sobą, jednak stukanie było zbyt irytujące, aby mogła odpocząć w spokoju. Pchnęła wiec bez dłuższego namysłu drzwi do środka po czym zaczęła się szybko rozglądać. Usiadła na łóżku i spod niego wyciągnęła małą, czarną skrzynkę.
-Bingo. –szepnęła sama do siebie po czym otworzyła je. Jej drobne dłonie zaczęły drżeć. Wyciągnęła z środka telefon. Najzwyklejszy telefon. Obróciła go kilka razy, patrząc na niego zaszklonymi od łez oczami, które w przeciągu kilku sekund pojawiły się na jej twarzy. Już miała nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy do środka wbiegł Harrison.
-Kurwa. –krzyknął podbiegając i rzucając się na dziewczynę. Leżał na niej, a po chwili bez najmniejszego problemu wyrwał jej telefon. Jedną dłonią zasłonił jej usta, a drugą odebrał połączenie. Cichy głos po drugiej stronie, przekazywał szybko ważne informacje, podczas gdy zdenerwowanie chłopaka rosło z każdym usłyszanym słowem. Po niecałej minucie schował urządzenie do tylniej kieszeni, sztruksowych spodni, które miał obecnie na sobie i wstał.
-Mówiłeś, że tu nie ma zasięgu. Tu nie może być zasięg, jesteśmy na pierdolonej pustyni! –krzyczała, również stając na równe nogi.
-Nie mam na to teraz czasu, rozumiesz? –warknął przypierając ją do ściany. –Zaczekasz tutaj rozumiesz?! Masz tutaj po prostu, kurwa zaczekać. –wrzasnął, po czym wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

–Przestań! –warknął. Jego oddech był przyśpieszony, na jego czole zauważyłam drobne kropelki potu, a jego grzywka była już prawie mokra. –To nie prowadzi do nikąd! Stąd nie ma wyjścia! –wciąż krzyczał.
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo. Jak mogła być taka głupia, aby mu zaufać? Jak mogła chodź przez ułamek sekundy sądzić, ze naprawdę mu na niej zależy, że chciał ją chronić? Bała się go. Jej uczucia powróciły z powrotem na swoje miejsce. Nienawidziła siebie za to, że przestała się go bać. Nie powinna była go traktować w taki sposób. Był jej porywaczem, a ona uznała go za przyjaciela. Zbierając resztki odwagi jakie jej pozostały zacisnęła pięści i wybiegła z jego sypialni. Skierowała się za hałasem, który doprowadził ją do jej pokoju. Pchnęła drzwi, które z impetem uderzyły o ściany, sprawiając, że cały domek się zatrząsł. Harrison zabierał jej rzeczy. Chował do toreb ubrania, buty, bieliznę, książkę, pościel, wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu oprócz mebli. Już miała coś powiedzieć, kiedy odwrócił się i ignorując jej obecność wybiegł. Jej nogi praktycznie same poprowadziły ją za nim. Starała się go dogonić, ale gdy tylko wybiegła na zewnątrz on był już dwoma krokami z powrotem w środku. Odpuściła wiec i stała czekając na dalszy rozwój akcji. Brunet biegał w jedną i drugą stronę pakując rzeczy do auta, wszystko walało się w bagażniku i na tylnich siedzeniach a kurz unosił się aby po chwili znów opaść. Całe to zdarzenie trwało bardzo długo, jednak w jej oczach wszystko działo się zbyt szybko. Nie rozumiała co się teraz stanie, przemawiała przez nią złość. Głównie złość. To na tym silnym uczuciu postanowiła skupić swój umysł. Tupnęła nogą co wydało jej się bardzo dziecinne i złapała chłopaka za rękę, kiedy miał przejść obok niej po raz kolejny.
-Jeśli myślisz, że gdziekolwiek z tobą pójdę to się mylisz! Okłamałeś mnie! –krzyknęła.
-A co miałem ci powiedzieć? –jego głos był opanowany i spokojny, w przeciwieństwie do jego mowy ciała. Miał zaciśnięte pięści, jego mięśnie napięły się, ruszał niespokojnie nogą a żyłka na jego czole pulsowała. –Wiesz, że za porwanie ciebie pójdę siedzieć.
-Nareszcie to przyznałeś… -odpowiedziała już znacznie ciszej. –Przyznałeś się, że mnie porwałeś. –puściła jego rękę i zrobiła krok w tył dając mu przejść. Wszystko dookoła zaczęło wirować, a ona sama nie rozumiała swojego zachowania. Usiadła więc na podłodze po turecku i patrzyła na ruchy Harrisona. Kiedy zaniósł już ostatnią rzecz do bagażnika, wyciągnął z tylniej kieszeni telefon i dwoma przyciskami wybrał numer.
-Podasz mi nowy adres, za chwilę wyjeżdżamy. –powiedział zerkając kątem oka na mnie. –Co?! –krzyknął, po czym kopnął w słupek utrzymujący deski, chroniące nas przed słońcem na werandzie, a one osunęły się o parę centymetrów. 
-
O co chodzi? –spytała. –Co jest nie tak?
Nie odpowiedział
Chciała powtórzyć pytanie, ale nie mogła wykrztusić słowa. Język wypełnił jej opuchnięte usta. Naciskał an suche zęby. Wzrok zmętniał. Chciała znów coś powiedzieć, ale nie dawała rady.
Patrzyła, jak Harrison wstaje i otwiera płócienną torbę leżącą na dachu samochodu. Odłożył do niej strzykawkę.
-Co…? –zaczęła, po czym  zauważyła na ramieniu, w miejscu skąd rozchodził się ból, maleńką kropelkę krwi.
-Nie! – Chciała go znów błagać, żeby powiedział, co robi, ale słowa ginęły w bełkocie. Usiłowała krzyczeć, ale wychodził jej tylko szept.
-Zaśnij. –powiedział głosem, który brzmiał łagodniej niż kiedykolwiek. –Zaśnij.
-Nie! –Usiłowała go kopnąć, chciała wołać o pomoc, tylko nie wiedziała do kogo.
Otworzyła usta do krzyku, ale wydobył się z nich tylko słaby szept. Powieki ciążyły jej teraz tak samo jak język. Czuła, że zapada w koszmar strachu, wyzwolony przez dźwięczny głos bruneta, który nachylił się nad nią i zaczął śpiewać. Z każdą nutą jej przerażenie rosło, aż z łaski narkotyku lub lęku w pokoju zapanowała ciemność, a Elisabeth opadła w ramiona jej porywacza.

___
Okej, nie odpowiadam za zawały czy urazy mózgowe. Ale rozdział jest nie sprawdzany. Pisałam go chyba z trzy (jak nie więcej) godziny. Dedykuję go Gabi (Sweetevening) za przecudowną opinię na temat tego opowiadania i mam nadzieję, że ci się spodoba.
Wiem, że możecie mieć pewnie jakieś pytania, odnośnie tego rozdziału bo jest troche zagmatwany więc zrobie wam dzień dobroci dla czytelników i odpowiadam na każde pytania przy okazji dając pewnie dużo spoilerów. Możecie pytać w komentarzach (zarówno pod rozdziałem jak i na moim profilu), na skrzynce i na asku: http://ask.fm/gomezboobz
+ Potrzebuję kilku gościnnych postaci do Creepshow, nie odegrają one bardzo dużej roli ale jednak, jeśli ktoś byłby zainteresowany piszcie do mnie na skrzynce :)
Kocham was, do następnego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz